Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a Mazotin sypał pieniędzmi, a więcej jeszcze nic niekosztującemi przyrzeczeniami. Dla ujęcia dziewczęcia, zawczasu król dał mu bardzo piękne kolczyki, które jako zadatek miał ofiarować.
Trudno się domyśleć czy Renardowie starzy, znając położenie i stosunki Constantiniego nie domyślali się czegoś... Córce jednak nie mówiono nic, obiecywano jej tylko bogatego saskiego grafa, który gdzieś zdala ją widział, a teraz pragnął zobaczyć zblizka...
Król August był niewątpliwie jednym z najpiękniejszych mężczyzn swojego czasu, a gdy chciał, umiał być też jednym z największych, najczarowniej ujmujących, w obejściu się swem władnąc tak szeroką skalą, że od rubaszności grubijańskiej do sentymentalności, grał z równą łatwością wszystkie role...
W towarzystwie francuzkich tancerek, które nad Renem niegdyś spotykał, zachwycał je rozpasaniem, na dworze francuzkim, z paniami wielkiemi był to galant pełen dystynkcyi, nie kosztowało go nic zmieniać fizyognomię i charakter... Z bardzo małemi wyjątkami ówczesny świat niewieści uwielbiał tego Don-Juana. Nastroić się do towarzystwa kobiecego wszelkiego rodzaju, przychodziło królowi z największą łatwością. Constantini zaledwie mógł jego niecierpliwość pohamować, tak pilno było mu poznać Henrjetkę... Była to dla niego zabawka tylko, ale zabawa i nasycanie się, choćby największym kosztem, stały u niego jako cel życia.
Po kilkudniowych zabiegach, naostatek dzień został wyznaczony. Król wymknął się ubrany w mundur oficera gwardyi saskiej, dosiadł konia i puścił się tak szalonym pędem, że włoch ledwie mógł go dogonić.
Godzina była dosyć spóźniona, handel Renardów, wedle umowy, zamknięty, Constantini od podwórza wprowadził Augusta, który bardzo dobrze udawał skromnego wojskowego. Renardowie z przygotowaną wieczerzą oczekiwali.