Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie jadąc sam, znajdzie zastępcę, który wszystko spełni co mu poleconem zostanie. Witke nie wiedział jeszcze co go czekało, gdy król ulegając namowom ulubionego sługi, zdał na niego wysłanie zaufanego człowieka do Drezna dla przygotowania przyjęcia Cara Piotra w saskiej stolicy.
Kupiec nasz naradzał się właśnie z Renardem nad założeniem wielkiego hurtowego składu win i przysmaków, gdy go wieczorem na zamek powołano.
W progu spotkał go Constantini, wprost witając rozkazem:
— Jutro Waćpan jedziesz z poleceniami króla do Drezna. Oto jest, na wszelki wypadek, podpisane przez N. Pana świadectwo, że ci wiara ma być dana.
To mówiąc, kartę otwartą z pieczęcią prywatną Augusta położył przed nim. Witke rzucił na nią oczyma. Spodziewał się w niej znaleźć imie swoje przynajmniej, coby dowodziło, że król znał go choć przez Constantiniego, ale nadzieja ta omyliła, list był wystawiony dla okaziciela. Skrzywił się Witke.
— Dlaczego nie wypisaliście mojego nazwiska? — zapytał kwaśno.
— Żądałem tego — odparł kłamiąc Mazotin — ale król miał snadź dowody postąpienia, jak widzicie, a ja mu się sprzeciwiać nie mogę. Dowód to jednak nadzwyczajnego zaufania, że was Pan wyprawia, a nie kogo innego.
— Wie więc o mnie? — spytał kupiec.
— To się samo przez się rozumie — rzekł Constantini.
Zawahał się na chwilę Witke, lecz przypomniawszy sobie nalegania matki, potrzeby własnej bytności w Dreznie, naostatek pragnął sobie zaskarbić króla, nie sprzeciwiał się już wcale.
Constantini, jakby opozycji z jego strony nie przypuszczał nawet, natychmiast począł mu dawać instrukcje, jakie otrzymał od króla. Ustnie miał księciu namiestnikowi, generałom, dworowi zalecić, aby