Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tak dobrze jak na służbie jestem u Prymasa — mówił otwarcie — skorzystałem z tego, żem przy tej Przebędowskiej wisiał. W wielu rzeczach mogłem ich objaśnić, a co mnie wasz Sas obchodzi? Zobaczymy jak się rzeczy obrócą, juści to nie może być, ażeby francuzi mniej od jednego Kurfirsta saskiego mieli pieniędzy, ale jakoś dotąd ich nie widać a saskie talary kursują gęsto. Prymas się skarży, że mu one ludzi codzień odciągają. He! he! jabym i za niego samego nie ręczył.
Witke się uśmiechnął.
— Tak sądzicie? — zapytał napozór obojętnie.
— Kardynał sam — rzekł Łukasz — pewnie by się sprzedać sromał i za mało go kupić nie można; ale około niego bab dosyć.
— Jakto bab? około arcybiskupa? — zagadnął Witke ciekawie.
— Nie myślcie złego nic — odparł Przebór — uchowaj Boże, ale siostrzenicę ma bardzo ulubioną, Towiańską, a ta klejnoty lubi, a blizka też krewna księżna Lubomirska. — Pokręcił głową, popił i ciągnął dalej.
— Prymas ma słabość do Towiańskich.
Ani się spostrzegł pan Łukasz, gdy się nie bardzo nawet za język ciągnięty, wyspowiadał ze wszystkiego. Z kolei począł badać też kupca, ale ten mówił tylko co chciał i co mu mówić było potrzeba. Wygadał się niby nieumyślnie, że na koronację całe beczki złota wiózł Fleming dla opłaty wojska, całe skrzynie klejnotów na podarki dla przyjaciół.
Przebór głową poruszał znacząco.
Naostatek dowiedział się kupiec od niego, iż Radziejowski list miał wystosować do Saskiego Elekta, w pięknych i łagodnych wyrazach, uprzedzający go, aby spokoju Rzeczpospolitej nie zakłócał rozdwojeniem, gdy wybór jego nieprawny, w żaden sposób utrzymać się nie mógł.
O tem też wiedział pan Łukasz, iż jeśliby w Kra-