Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chętnie. Mam wielką ochotę mój handel rozszerzyć. Każdemu się chce dorobku.
— Naturalnie — odparł Constantini — jesteś młody, siły masz po temu, czemuż nie korzystać ze zręczności. Umiesz po polsku, ale to niezmiernie dziś wiele znaczy, dodał — tylko rozmyślić się musisz, czy się tam masz posługiwać, czy taić ze swą umiejętnością, bo i jedno i drugie, w danych okoliczności, przydać się może.
Witke rękę na piersiach położył.
— Niech wasza Signorja wierzy mi — rzekł — że z całą gorliwością służyć mogę, jakiej dziś potrzeba. Ostrożności wyuczył mię handel i od młodu z ludźmi obcowanie.
— Ja cię znam, nie masz mi co mówić o tem — wtrącił pośpiesznie Mazotin, podając mu rękę. Zakręcił się potem przechodząc po pokoju, jakby mu na miejscu spokojnie trudno wytrwać było i zwrócił się żywo do Witkego.
— Mógłbym więc na was rachować — począł żywo — gdybym kogo do Polski potrzebował i rzeczby pozostała pomiędzy nami w największej tajemnicy.
— A to się rozumie — zawołał Witke.
— Kurfirst nasz, gdybyście mu usłużyli, potrafiłby to zawdzięczyć — dodał Constantini.
— Ja i sam z siebie w Polsce zamierzałem handel mój rozszerzyć i otworzyć sklep — rzekł Witke. — Nikt więc na mnie tam zwracać nie będzie uwagi, a kupcowi wszędzie przystęp łatwy i nikt go podejrzewać nie może...
Mazotinowi słuchając twarz się rozjaśniała...
— Pamiętaj tylko — szepnął — ażeby do tego eo się może między nami ułożyć, nikt nie był przypuszczonym... Dopóki nasz pan nie owładnie nową koroną, potrzebujemy oględni być bardzo...
Witke uradowany wszystkie warunki przyjmował chętnie. Znał jak z włochem postępować było po-