Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szepcząc i okazując wzajem wielką dla siebie uprzejmość.
Żywością nie ustępował Flemingowi, przybysz, który w ciągu rozmowy, ciągle na sobie suknie niespokojnie poprawiał.
— Będę więc miał szczęście widzieć N. Pana? — spytał w końcu.
— Jak tylko bieżących spraw się pozbędzie, księże biskupie — odparł Fleming. — Nie chcecie aby tu wiedziano o was?
— Niepotrzeba! nie godzi się aby o tem mówiono — żywo zawołał biskup.
Byłto główny ów króla nowego pomocnik w Polsce, Dębski, biskup kujawski, o którym przed chwilą wspominał Fleming.
— Przybywam tu tylko — ciągnął dalej z pośpiechem — aby się umówić o koronacyę, zapewnić, iż zgodni jesteśmy co do ludzi i obrotu naszej sprawy. Nie mogłem zwierzać się i posyłać nikogo, chciałem sam mówić z królem, wybiegłem więc z Krakowa tak, iż nie wiedzą gdzie jestem... czas mam ograniczony, powracać muszę.
— My was nie wstrzymamy — odparł pułkownik — a król rad wam bardzo.., Co słychać o Contim?
Dębski wydął usta i brwi podniósł.
— Wątpliwa to rzecz, czy przybędzie, a pewna, iż się opóźni. Tymczasem starać się będziemy jego adherentów pozyskać. Kurfirst przez dwór austryacki i szwagra powinien się zapewnić, iż mu Sobiescy bruździć nie będą.
— Conti daleko nam straszniejszy — dodał pułkownik.
— Ja nie wiem — wtrącił Dębski — Sobiescy gdyby byli zgodnie, byliby niebezpieczniejszymi współzawodnikami. Pieniędzy mają gotowych poddostatkiem i wielu dawnych przyjaciół.
— Ale niechętnych jeszcze więcej — rzekł Fleming, jeżeli mnie Przebędowscy nie zwodzą.