Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem, dosyć twardego Wielkopol kiego, pozyskać należy — począł Dębski — bo zamek nam przed nosem zawrze, do skarbu, w którym koronne insignia są złożone nie da przystąpić, a siły tu zażyć nie wypada.
— A klucze skarbca? — zapytał Fleming.
Za całą odpowiedź, biskup się uśmiechnął. Zaczęli znowu bardzo żywo szeptać z sobą. Rozmowa musiała zadrasnąć o coś draźliwego, bo Fleming odezwał się gorąco:
— Potrzeba choć pozory legalności zachować we wszystkiem. Niestety, będziemy musieli w wielu rzeczach ograniczyć się niemi. Szlachta nieufna, zakrzyczy wnet, że grozimy jej swobodom, a Kurfirst najusilniej pragnie uniknąć nawet podejrzenia.
Do zamku, do skarbca, musimy uzyskać przystęp — mówił dalej — choćbyśmy inną koronę dostarczyć mogli.
Mówią mi, że wedle form i zwyczajów dawnych, do ceremonii koronacyjnych, należy pogrzeb zmarłego króla. Sobiescy nam zwłok nie dadzą! Cóż zrobimy.
— A! o tem myśleliśmy i radzili — odparł Dębski, trumna pusta, będzie reprezentowała nieboszczyka... daleko trudniej przyjdzie nam otworzyć sobie zamek, a koronacya nie może się gdzieindziej odbywać, jak na Wawelu.
Fleming wskazał milcząc, liczenie pieniędzy, a biskup zrobił minę dwuznaczną.
— Wydaliśmy już tyle, że się ich skąpić nie możemy — rzekł pułkownik.
W ciągu tej rozmowy, niemiec dawał oznaki niecierpliwości, chciał żywo wyczerpać wszystko co z Dębskim do narady było, ale biskup, choć równie żywego temperamentu, nawykłym był więcej się nad każdym rozwodzić przedmiotem.
Mówił właśnie o pieniędzach Fleming, gdy powolnym krokiem, z wnętrza pokojów, zajętych przez bi-