Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do kościoła św. Jana, gdzie mowy i Te Deum zamknęły uroczyste objęcie stolicy.
Witke, który z innemi znajdował się w zamkowym kościele, dostrzegł jak na podwyższeniu umieszczona, niedaleko wielkiego ołtarza, strojna jak obraz cudowny, a w istocie będąca cudownym obrazkiem Lubomirska, oczyma przymrużonemi witała z uśmieszkiem Augusta, który bardzo widocznie oddał jej ten uśmiech i skłonił głową znacząco.
To dowodziło, że się już znali. Niemiec poruszył ramionami i rzekł sobie po cichu.
— No, teraz już prawdziwym jest królem polskim, bo i Esterle zastąpi pewnie pani podkomorzyna!
O tem jednakże dotąd słychać nie było. Po odwiedzinach u królowej wdowy, po objęciu zamku, do którego zaciągnęli sasi, poczęły się naprzód uroczystości, uczty, zabawy i turnieje. Sam król chciał być w nich czynnym i popisywać się ze swą zręcznością i siłą.
Drugiego czy trzeciego dnia, po obiedzie i kielichach mnogich, które tyle tylko, że humor dobry podniecały, bo król August głowę miał mocną i nie łatwo mu się ona zawracała, biegali sasi do pierścienia. Próbowali i niektórzy z naszych tej zabawy. Szło o to, aby konno z kopją w ręku, rozpędziwszy się, końcem jej do zawieszonego w górze pierścienia trafić i zdjąć go.
Najwprawniejsi w to igrzysko nawet, bardzo często chybiali, bo lada drgnięcie konia, albo ręki kopję trzymającej od celu odbiło, a choć kto o pierścień potrącił, jeśli go nie zdjął, liczyło mu się za chybione.
Ponieważ w Polsce jakoś dawno te rycerskie zabawki ustały, bo zabawiać się nie było czasu, gdy kozactwo pół kraju zalewało, mało kto mógł do pierścienia biegać i zręcznym się okazać. A był to popis w którym piękny, dorodny młodzian mógł się z siłą i gibkością popisać. Dnia tego nikomu się nie powodziło i niemcy i polacy biegali napróżno konie mę-