Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odprawił wjazd do Warszawy. Obaj królewicze wyszli naprzeciw niego, aż do drzwiczek powozu.
Cała ta podróż była szeregiem pomyślnych dla króla wypadków. W Radomiu w sam dzień świąteczny, z pomocą Załuskiego i Lubomirskiego, udało się zbliżyć do siebie zajadłych wrogów, zakłócających pokój na Litwie, Słuszkę, kasztelana wileńskiego z podskarbim litewskim Sapiehą. Tu znaczna liczba dwojko upojonej szlachty i panów przyłączyła się do pochodu i towarzyszyła królowi do Warki.
Dwaj Sobiescy naprzód tu go w przeprawie przez Pilicę powitali, a potem polecieli przodem do Wilanowa, aby mu tam zgotować przyjęcie i wypoczynek, nimby obmyślono z jaką uroczystością miała go witać stolica.
Królowi, pomimo zimnej pory, która niedozwalała ocenić wszystkich piękności Wilanowa, rezydencja dawna Sobieskiego podobała się wielce.
Nie wiedzieli pewnie Sobiescy, że poufnie August szepnął na ucho Flemingowi.
— To, jak stworzone jest dla mnie, Sobiescy muszą mi, radzi nie radzi, tego małego Wersalu ustąpić!!
Nareszcie dzień piętnastego Stycznia został na wjazd przeznaczony. Ze stolicy naprzeciwko przybywającego monarchy wyjechali w kolebkach Załuski, podkanclerzy Radziwiłł, podskarbi Sapieha, Dębski, referendarz Szczuka, Bielawski podkomorzy i wielu pomniejszych.
Król nie dosiadł konia dla chłodu, wjeżdżał przystrojony w brylanty swe i złotogłowy, z całą pompą teatralną, do której taką przywiązywał wagę, i tak się w niej lubował, w ośmiokonnej pozłocistej kolebce, otoczony świetną swą i doborową gwardją saską. Niezliczone tłumy w części za nim, w części naprzeciwko niego się wylały ze stolicy... i wśród bicia z dział, dźwięku wszystkich dzwonów, okrzyków radości, wjechał tak tryumfujący wprost się kierując