Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na co słuchacz powolny się zgodził i nie przerywał mu skargi.... Nastąpiły potém pytania....
— Powiem ci panie Pawle poufnie, odezwał się w końcu prezes, u tego zacnego prałata nieraześmy nasze papiery składali... i nawet teraz ja tam mam coś u niego... czy to téż bezpieczne?
Paweł się popatrzał niedowierzająco.
— A toż zaraz przyszli ze sądu opieczętować i biurko i pokoje... to tam i najmniejszy świstek nie zginie....
— A gdzież prałat papiery chował?
— A no — pewnie w biórku — odezwał się Paweł, choć doprawdy nie wiém, coby on do chowania miał. Pieniędzy niczyich ani swoich wiele nie było... a papiery to tam nie wiém....
— I po śmierci nikt tam nie chodził! dodał presze...
— Żywéj duszy oprócz mnie nie było, dopóki sądowi nie przyszli.... Jeśli tam co było to się pewnie znajdzie....
— Z krewnych wiec tylko jeden brat? powiadacie! badał prezes ciekawie.
— Jeden pan major Zaklika, godny człek, choć domator i wygląda na prostego bardzo inwalidę... ale rozumny i uczciwy....
Obdarzywszy Pawła, aby miał czem łzy otrzeć, prezes niespokojny zszedł jeszcze do ks. Strużki, którego zastał nieprzytomnie błąkającego się po pokoju. Biedny kanonik bolał nad powierzoną sobie tajemnica, którą przez obawę wczoraj nie chciał wziąść na swe sumienie, a dziś ona już zeszła do grobu z prałatem. Gryzło go to niewypowiedzianie, wzdychał i jęczał... na pół nieprzytomny. Prezes wszedłszy znalazł go tak milczącym z razu, iż słowa z niego dobyć nie było podobna....
Znać było po nim wachanie się wielkie, nim rozpoczął rozmowę, lecz niepokój wreszcie przemógł.
— Ja to do ks. kanonika, rzekł — przychodzę po radę i o pomoc....
— Czémże mu służyć mogę?