Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stką zatabaczoną łzy ocierał. Pokoje właśnie urzędnicy opieczętowywali.
Prezes, który ten obrząd chciał podobno uprzedzić, zmięszany pozostał przy pierwszym progu... ks. Strużka przywitał go zimno.
— To wielka strata, a dla mnie prawie nieszczęście — odezwał się prezes — i któżby się mógł tego spodziewać. Wczoraj go odwiedzałem... mówił wiele, był ożywiony zdawał mi się zdrowszym niż kiedy....
— I ja byłem u niego wczoraj — mruknął ks. Strużka — dał mi nawet zlecenie do dopełnienia na dziś — a dziś....
— Proszę państwa... ja przy nim jestem od czterdziestu lat — płacząc począł Paweł — znałem go już jak nie można lepiéj. Był zdrowiuteńki, jadł, napił się kieliszek wina, wieczorny brewiarz caluteńki odmówił, to widać po zakładkach, bo ja już po nich poznawałem kiedy nie zdrów był — bywało tylko krótkie pacierze zmówiwszy szedł do łóżka, a oto... oto...
I Paweł płakać zaczął rzewliwie.
— Ale któż się tu wszystkiém zajmie — nieśmiało wtrącił prezes.
— Ja — rzekł ks. Strużka.
— A z familji, bo przecież z familji kogoś mieć musiał?
— Tylko jednego brata — przerwał Paweł — majora Zaklikę — z pod Krakowa, temu zaraz trzeba dać znać, nie ma co....
Prezes radby się był Pawła więcéj rozpytał, zawadzał mu ks. Strużka.... Po chwili jednak ten odszedł dla zajęcia się pogrzebem, a prezes został sam na sam ze sługą. Paweł miał wielką do gawędy ochotę — ból swój chciał wylać w słowach, tylko nie przed panem prezesem, do którego czuł wstręt nieprzezwyciężony dla tego, że stary jego pan go nie lubił. — W takiéj jednak chwili — mieć przed kim choćby niemiłym zapłakać, ulgę czyni. Paweł czuł to i dozwolił za sobą do izdebki wejść prezesowi, który niósł twarz smutną i wielkie współczucie.
Paweł z razu wylał cały swój żal i strapienie...