Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starszym niż wiek wymagał. Miała na sobie, mimo ciepłego dnia suknię z ciężkiéj materji czarnéj, nieco powłóczystą, bez żadnych pstrocizn i dodatków, oprocz kilku wstęg fioletowych. Żadna błyskotka nie świeciła na piersiach, ani na pięknéj białéj szyi jak z marmuru wykutéj. — Pomimo tego ubioru matrony jaśniała młodością świeżą i bujną. — Twarz nieco smutnego wyrazu królewskiego, a jak profesor mówił, junońskiego miała w sobie. Na widok jéj i na myśl że ten obszarpaniec, którego on ocalił — mógł się kochać w takiéj bogini — Kudełka osłupiał i osłupiałego przedstawiła go doktorowa przybyłéj...
Za Tolą szła jéj nieodstępna towarzyszka, niejaka baronowa Teresa von Zeys, z domu Polka, osoba cicha, łagodna, spokojna, nie zawadzająca — z którą się Tola doskonale godziła i kochała ją jak siostrę... Ta nie pierwszéj już młodości pani, któréj mąż cały majątek w karty przegrał — żyła na łasce swéj uczennicy, ale była dla niéj najczulszą towarzyszką i najukochańszą powiernicą...
Wśród pierwszych słów rozmowy, profesor, który już był Junonie dosyć się przypatrzył, uznał właściwém wymknąć się niepostrzeżony, tém bardziéj iż niespokojnym był o gościa i Shakespeara. —
— Zastał ich obu w najprzyjaźniejszych stosunkach... Murmiński czytał leżąc Romea i Julię poraz w życiu pięćdziesiąty i tak był przejęty dramatem, że nie prędko Kudełkę zobaczył i usłyszał....
Profesor nie chciał się mu spowiadać ani gdzie był, ani kogo widział. — Opatrzywszy czego mu na dziś było potrzeba, pożegnał uściskiem ręki...
Murmiński wrócił do dramatu...
— Mój dobry profesorze — zawołał — ty nie wiesz coś mi za szczęście dał w tym Shakespearze... Wcielając się w cudze bóle, człowiek trochę o swoich zapomina. — Ale na miłość Boga! roboty, jakiéj chcesz roboty... bo mnie ta myśl zadusi, że żyję twoją jałmużną.
— Znajdziemy, znajdziemy! rzekł odchodząc profesor, — trochę tylko cierpliwości.