Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak piwonia... przestraszył się — nigdy w życiu u nikogo prócz żydów i lichwiarzy nie pożyczał jeszcze....
— Pani dobrodziejko — nie potrzebuję! nie potrzebuję — źle się tylko musiałem wyrazić... w istocie wcale nie potrzebuję i po stokroć pani składam dzięki....
Rozśmiała się gospodyni. —
— Nie dziwacz, stary, rzekła — gdybyś potrzebował, mnie kilkunastu talarami, a nawet i stu nie zrobisz różnicy... a ciebie lichwiarze zjedzą...
Zarumieniony starzec, z przestrachu pochwycił za kapelusz — i począł się żegnać zapomniawszy nawet, że kawy nie dopił.
Zwróciła go doktorowa do tego obowiązku uwagą, że chyba by kawa nie dobrą była... Kawa była doskonałą...
Śmiejąc się nieco, choć profesor smutny był w duszy — dopili ją, i Kudełka nareszcie czuł się w prawie pożegnania gospodyni... Już pierwszy ukłon i ucałowanie ręki rozpoczęte było, gdy służący wbiegł oznajmując odwiedziny — panny Toli. —
— Zatrzymajże się, to ją zobaczysz! szepnęła doktorowa żywo... Nie podobna żebyś ciekawym nie był. Nie wiedziałam, że jest w mieście. To pora w któréj ona zwykle za granicę się wybiera, musi być w podróży.
Profesor zamówiwszy sobie, że się będzie mógł potém wysunąć po cichu — z kapeluszem w ręku stanął na boku.
W téjże chwili żywy szelest sukni i szybki a śmiały chód dał się słyszeć i ukazała się na progu, jak Kudełka późniéj mówił — Juno...
Była to wspaniała bardzo, w kwiecie młodości, ale poważnie ubrana piękność, którą tylko do pani Żuljety porównać było można. Słusznego wzrostu, budowy posągowéj, z głową podniesioną rozkazująco i nieco dumnie, z wzrokiem śmiałym i przenikającym wchodziła, uśmiechem łagodnym witając gospodynię, ku której obie wyciągnęła dłonie.
Strój nie był zaniedbany, ale w stylu surowym i