Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będziesz ze mną obiad jadł mój domowy, powszedni, en tête a tête, do którego fraka brać nie potrzeba. Szkoda żem ci tego wczoraj nie powiedziała...
— A! szkoda! odparł naiwnie stary — bo prawdę rzekłszy, frak mi humor psuje... jestem w nim jak okradziony...
Śmiała się pani doktorowa. — No — stało się, rzekła — zapomnij o nim... Nie prosiłam nikogo, bo — bo chciałam cię objaśnić o tym Tadziu Murmińskim, o którym nie potrzeba było mówić prezesowi. A to jest rzecz — dodała, o której się tylko poufałym powiada we cztery oczy...
Ale naprzód, profesorze, zkąd ci przyszło o nim myśleć i mówić — to — nie bez powodu.
Stary zmięszał się...
— Znasz mnie, dodała, że plotkarką nie jestem... jeśli pytam to dla tego by ci być użyteczną... Juściż byś ty, stary, nie lubiący salonu i fraka... nie bywajacy na wieczorach, tak dla prostéj ciekawości do prezesa nie szedł...
Kudełka począł trzeć łysinę, ale milczał.
— Cóż? tajemnica jaka?
— Coś, nakształt... szepnął nieśmiało...
— I nie powiesz mi?
— Powiem — rzekł po namyśle stary. — Acani dobrodziejka możesz mi dać dobrą radę, a zaszkodzić biednemu człowiekowi nie zechcesz...
— Czekaj że — przerwała gospodyni — do stołu dają... ludzie chodzą, po obiedzie się rozmówiemy...
Obiad był gospodarski, dla Kudełki nawykłego często z suchą bułką obcować i z mlekiem, w którém było więcéj wody niż pożywnych części, rosół, sztuka mięsa i pieczyste wydały się uczta Lukullusową. Jéjmość nalała mu własnoręcznie parę starego wina kieliszków, — staruszek odżył i rozgadał się.
Zaraz po wetach wyszli do gabinetu.
— Mówże mi asindziéj naprzód, co wiesz o Murmińskim....
Professor bardzo naiwnie, a nie bez humoru mu