Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   374   —

i strój starodawny; nie wyrzeka się własnego kraju, chociaż ten swoją rubasznością i szorstkim obyczajem braci szlachty jaskrawo odbija od wydelikacenia i wykwintów francuzkich.
Czysto też polską, krewką, zmysłową, pomimo sentymentalnej powłoki, jest jego wytrwała miłość dla Marysieńki. Na uśmierzenie jej krew puszczać musi. Słabość ta dla niej, z powodu charakteru królowej i umiejętności, z jaką powolność męża wyzyskiwała, jest prawdziwem nieszczęściem. Dochodzi to niekiedy aż do zaparcia się szlachetnych przekonań, do uległości w tem, czemu sumienie opierać się nakazywało, do zaślepienia, do oddania się w kajdany i niewolę. Z listów króla przekonać się łatwo, iż znał tę ułomność swoją, wyrzucał ją sobie, a namiętności oprzeć się nie mógł.
Takiego z krwi i kości szlachcica polskiego uczynić Celadonem, związać go z kobietą chciwą, ambitną, próżną, lekkomyślną, fałszywą, w której charakterze nie ma jednej złotej nici — było w istocie czemś potwornem, zrządzeniem losu bezlitosnem.
By wytrwać w tak niedobranym związku, potrzeba było temperamentu Jana III, zakochanego w „ślicznościach“ do ostatka, a nigdy niemi nienasyconego. Lecz są to cienie życia prywatnego, tajemnice alkowy, na które nalegać się nie godzi.
W Janie III jest coś więcej niż ten mąż Marysieńki — jest wódz i rycerz znakomity, wykształcony w rzemiośle, znający doskonale wszystkie jego wymagania i warunki. Podczas pochodu nie rusza się on bez inżynierów, bez doskonałej miejsc znajomości, bez planów i kart topograficznych, które sam bada i sprawdza.
Krew rycerska unosi go czasami, rzuca się nazbyt śmiało i zuchwale, jak np. pod Parkanami, wierzy w gwiazdę swoją, i wierzyć w nią nie przestał nawet po klęsce na Węgrzech, z której zaledwo uniósł życie.
W bitwie pod Wiedniem bystre jego oko — chociaż bitwa na dni kilka była rozłożoną — natychmiast dojrzało wygraną i zwycięztwo, gdy nikt jeszcze nie przypuszczał, aby tego dnia los wojny miał się rozstrzygnąć.
Ciężki już, otyły, gdy raz się ujrzał na koniu, wydobywszy się ze stołeczka lub pieńka, jest jeźdźcem nieznużonym, rycerzem niedającym się pohamować, który nie ogranicza się przypatrywaniem bojowi z daleka, ale sam udział w nim bierze. Z wiarą rycerską w siebie, żyje w nim razem staropolska głęboka wiara religijna w pomoc z Nieba, w cuda i posiłki anielskie.