w gruncie czysto narodowe polskie. Ani podróże, ani obcowanie z ludźmi różnych narodowości, ani lekkomyślność tych, o których się ocierał, nie zatarły w nim polskości i uczucia religijnego, głębokiego, aż do egzaltacyi niemal posuniętego.
Kościół i ojczyzna stały mu na oczach jako jedyny cel żywota.
Podróże po Europie, przedsięwzięte z rozkazu ojca, zaprowadziły dwóch braci do Konstantynopola. Ojciec przewidywał, że synowie będą powołani do walki z poganami; za wczasu więc kazał ich uczyć języka tureckiego i zabiegał, aby kraj i obyczaj azyatycki poznali.
Wróciwszy do Polski, dwaj bracia, Marek i Jan, rozpoczęli natychmiast służbę rycerską w wojnie z kozakami. Jan pierwszą swą ranę w głowę otrzymał pod Beresteczkiem, a brat jego Marek, wzięty przez Tatarów w niewolę pod Batowem, został przez nich ścięty. Jan walczył potem pod Czarnieckim ze Szwedami i gdziekolwiek tylko z nieprzyjacielem się ucierano. Zawód wojskowy był jego powołaniem. Sposobiąc się nie na prostego żołnierza, ale na dowódcę, wszystkie nauki pomocnicze przyswoić sobie musiał. Był to już naówczas kandydat do buławy hetmańskiej.
Życie jego niezmordowanie czynne upływało na koniu, w polu, pod namiotem, lub naostatek w wirze intryg, które się na dworze i przy obojgu królestwie zawiązywały i plątały. Panował już Jan Kazimierz, a raczej żona jego Marya Ludwika.
Pani ta, przybywając do Polski, przywiozła z sobą dwunastoletnią wychowanicę, dziecko cudnej urody, do którego tak była przywiązana, że ją nawet w początkach posądzano, iż bliżej stała królowej, niż przyznawano. Była to córeczka margrabi de la Grange d’Arquien, nie bardzo zamożnego szlachcica z Delfinatu.
Marya Kazimira de la Grange d’Arquien wzrosła przy niej, na jej dworze, zawcześnie podziwiana, wielbiona i życiem tem ostygła. Zabiegano koło niej dla jej wdzięków i dla łask, jakie miała u Maryi Ludwiki. Pochlebstwa i pieszczoty w dzieciństwie ją uczyniły istotą samolubną i obrachowaną.
Sobieski poznał ją naówczas, i namiętną rozgorzał ku niej miłością. Był młodym i bardzo pięknym mężczyzną, wychowaniem nie ustępował nikomu, mógł łatwo pozyskać serce; ale w piersiach marmurowych dziewczyny, dla której pan chorąży koronny był za małym, serce dla niego goręcej nie zabiło. Dziewczę chciało go mieć przykutym do swego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/373
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 367 —