Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

jakiejś wodzie (Eau de la reine d’Hongrie, u nas larendogrą zwanej), lubiła okazałość, przepych i elegancyę, towarzystwo ożywione i zabawy tłumne, — zapatrując się jednak na jej życie i czyny, nie można nie oddać jej sprawiedliwości, jako niewieście obdarzonej niepospolitemi przymiotami.
Miała ona bardzo wielki udział równie w rządach, Polski jak Węgier; syn aż do zgonu matki nic bez jej porady nie poczynał. Zostawiła po sobie liczne dobroczynne i pobożne fundacye, oraz pamięć w dziejach domu pochlebnie o charakterze świadczącą. Ani znakomitych zdolności, ani serca wielkiego zaprzeczyć jej się nie godzi.
W Polsce jednak ani ona, ani syn jej Lois (Ludwik) miru wielkiego mieć nie mogli i nie mieli, bo ich nie miano za swoich. Król ten był obcym krajowi, którego języka nie umiał, a nawet nie krył ku niemu w pewnym rodzaju lekceważenia i pogardy. Wszystko mu tu jeszcze barbarzyństwem trąciło.
Miała już naówczas Polska mnogich ludzi wśród duchowieństwa i między możnymi, którzy cywilizacyą i ogładą zachodnią się odznaczali. Nieustanne duchownych do Włoch podróże, przebywanie młodzieży za granicą, po uniwersytetach w Bononii, Padwie i Paryżu, stosunki nieprzerwane z Rzymem, napływ cudzoziemców — dwór polski i stolicę czyniły podobnemi do innych europejskich. Większość jednak szlachty, siedzącej po wsiach, panowie w odosobnieniu na zamkach żyjący, rycerstwo obcujące tylko między sobą, — mieli charakter miejscowy, dzikszy, dziwniejszy, i pieszczonemu Andegaweńczykowi, nawykłemu do Francuzów i Włochów, którzy go otaczali, tamci mogli się wydawać nieco nieokrzesanymi i barbarzyńskimi. Śmierdziały wykwintnemu panu kożuchy i buty polskie, język brzmiał mu dziko, prosty obyczaj go raził, rubaszność odstraszała.
Miał tez Lois we Włoszech, w Dalmacyi i u siebie na Węgrzech tak wiele do czynienia, ze Polska nie mogła być dla niego czem innem, oprócz skarbca, z którego dogodnie mu było czerpać pieniądze i ludzi.
Nigdy też sam właściwie krajem się naszym nie zajmował. Nie miłując go, miłości dla siebie obudzić nie mógł. Zaraz po zgonie Kazimierza przybył z matką do Krakowa, aby pogrzeb uroczysty sprawiwszy tam wujowi, ukoronowawszy się, korony polskie zabrać do Węgier, skarbiec wypróżnić, dzieci Kazimierza wywieźć z sobą, a rządy powierzyć matce. O spełnieniu woli zmarłego najmniej myślano.
Rządy królowej Elżbiety, otoczonej przeważnie Węgrami, nieprzystępnej dla Polaków, opanowanej przez kilku ulubieńców — obudziły nie-