Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spłatać, gotów doń był. Jak tylko dostrzegł, że Chorąży coś ma na sercu, począł go na słowo wyciągać. Wojska choć się odgrażała, że podedrzwiami słuchać będzie, wcale o tém nie myślała, widząc sama i wiedząc przez Borkowa, że Sołotwina nie mógł Wilczka rozchmurzyć i nadto sobie pozwalać nie myślał.
Trzeciego dnia Sołotwina i Chorąży szeptali z sobą poufnie, w doskonałéj będąc komitywie.
— Słuchaj, bratku, mówił Wilczek — ja tu z rany się może wyleczę, ale z nudów i babskiego regimentu — zdechnę. Salwuj mi życie, nagrodzę po królewsku. Jedź do mojéj wsi, powiedz ludziom, niech się z dobrze wysłanym wozem nocą pod dwór podkradną zbrojni i mnie ztąd wezmą. Jak tu jeszcze moja magnifika do tych dwu, co tu są, się przyłączy, tom przepadł z kretesem....
Chociaż niebezpieczną było rzeczą w wojnę z panią Wojską się wdać i przeciw niéj w intrygę taką wchodzić, Sołotwina nie namyślał się długo. Gdyby się sekret wydał, a jego złapano co najgorzéj plagi by mógł dostać na kobiercu. Chorąży zaś obiecywał remuneracyą usług znaczną i uśmiechało się to, że wściubski mógł tęgiego figla spłatać, którego opowiadanie po dworach by w około obwoził jak nowalią.
Cicho więc szepnął Sołotwina: