Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bryczkę. W dyszlu szedł koń brudno kasztanowaty, gruby, mocny, z konopiatą grzywą, jakiego właśnie do czwórki było potrzeba Chorążemu; dogonił więc brykę i zajrzał w nią, żeby się dowiedzieć czyje konie były. Gdy się z konia swego pochylił, ze środka budy krzyk się dał słyszeć. Woźnica nie wiedząc co się dzieje, zatrzymał konie. W bryczce siedziała Rózia, którą pan Michał poznał zaraz, choć była zmieniona znacznie, bo utyła, rozkwitła jeszcze bardziéj, i w dobrym bycie wyglądała jak róża prawdziwa.
Wilczek zaraz z wierzchowca skoczył, jéjmość z bryczki wysiadła, poczęli się witać, a że to młode amory rade się odnawiają, jak stare rany — oboje sobie byli bardzo radzi.
Co z sobą mówili, nawet woźnica nie słyszał, bo w bok zeszli, a gdy do bryczki wracali, pan Michał już o brudno kasztanowatego pytał, a Rózia mu odpowiedziała:
— Niechno pan Chorąży do nas przyjedzie, ja mężowi powiem, to kasztanowatego sprzeda.
Woźnica zaraz panią odjechawszy trochę reflektował, że brudno kasztanowatego się zbywać grzech było, był bowiem koń najlepszy do pociągu i nieopłacony.
— At! co ty tam wiesz! odparła pani. Jedź i nosa swego pilnuj. A stało się jak powiedziała.