Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chorąży stary o téj dziewczynie prawie nie wiedział, bo ją kiedyś tam dzieckiem bosém raz spostrzegł i zapomniał. Ale to dorosło, rozkwitło i wypiękniało napodziw.
Jeżdżąc za rozkazaniem ojcowskiém w Owruckie panicz, dopatrzył się Rózi na folwarku. Rózia ładnemu paniczowi była rada. Rodzice albo nic nie wiedzieli, albo się z tego nic złego, owszem dobrego spodziewali. Wzięły się tedy schadzki u płota, na przełazie, we wrotach, po sieniach i bałamuctwo takie, że Chorąży coś zasłyszawszy, synowi bizunami zagroził. Pewnieby ich był nie dotrzymał, ale z tradycyi i obyczaju musiał je obiecać, bo zgorszenia żadnego w domu znieść nie mógł, a żenić się z ubogą ekonomówną, i to jeszcze Mazanowską, ani myślał pozwolić.
Wśród największych czułości, więc schadzki ustać musiały. Michałowi jeździć w Owruckie zakazano, a Rózia lamentując za paniczem, byłaby z desperacyi umarła, gdyby jéj prędko zamąż nie wydano. Małżeństwo było niedobrane, bo się z nią wprawdzie majętny bardzo szlachcic ożenił, ale piędziesiąt kilka lat mający, i na nogi chory. Tymczasem pan Michał o Rózi zapomniał, ojciec go zaswatał, nastąpiło ożenienie, a potém to cośmy opowiedzieli, — pożycie nieznośne.
Pojechał na polowanie Pan Michał w Owruckie, aż jednego razu z ostępu wracając napędził