Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cem dał jéj z sobą robić co chciała i słowa nie pisnął. Wojska się wzięła tegoż dnia rozpatrywać we wszystkiem; kazała podać rejestra, kasę w trzosie zrewidowała, który na suchoty chorował, cyrulika zburczała, służbę w ryzę wzięła, i trzeciego dnia w kolebce dla chorego łoże usławszy, zajęła się przeprowadzeniem go do Żerdzieliszek.
Nim to jednak nastąpiło, miała jeszcze z panem Otwinowskim przeprawę. Ten dowiedziawszy się o swéj dawnéj dobrodziejce, choć się wahał czy ma przed nią stanąć czy nie, zięcia jéj obciąwszy, w końcu rezygnował się na traktament jaki wiedział że go musi spotkać, czując obowiązek pokłonienia się benefaktorce. Szedł tedy do niéj na gospodę, z pokorą wielką, ale ta ledwie go zobaczyła, słowa mówić nie dając, na drzwi pokazała.
— Idźże ty mi z oczów, rozbójniku jakiś! Znać cię nie chcę! Ha! powiesz że cię wyzwał! a nie mogłeś to go obciąć nie czyniąc kaleką! Jeżeli ty myślisz że zgładziwszy go ze świata, dopniesz tego coś sobie uplanował, to się mylisz; póki ja żyję, noga twa nie postanie u nas, a Jagnieszka wie moje rozkazanie — pod błogosławieństwem. Ruszaj mi ztąd — ani słówka.
Otwinowski poszedł jak zmyty.