Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wotował, aby Chorążyna do konsystorza się udała o rozdział prosząc, któryby jéj otrzymać było nie trudno.
Nie dochodziło to do niéj, bo mało kogo widywała, a z tych którzy się zbliżali, nikt odwagi nie miał z tém wystąpić. Nie zapraszała do domu, żyjąc ustronnie i zamknięta. Raz jednak sam Wilczek na polowaniu będąc w sąsiedztwie, pana Baranowskiego do siebie wezwał, aby mu się wywdzięczył; wówczas pani Baranowska stolnikowa, kobieta rezolutna, rzekła mu wbrew:
— A mnie to asindziej do siebie nie prosisz? Przecie bym rada choć zobaczyć jejmość dobrodziejkę, o któréj wiele słyszymy, a mało ją, chyba w kościele widzimy.
— Cóż państwo o niéj tak wiele słyszeć mogli? odparł Chorąży.
— Wiele dobrego, rzekła Baranowska, aleś pono waszmość o nią zazdrosny, że ją zamurowaną trzymasz.
— Jako żywo, — odezwał się Wilczek, — ona sama w dziurze siedzieć woli — a ja jéj gwałtu zadawać nie chcę.
Tak się zręcznie wzięła do tego Baranowska, że ją musiał zaprosić. Pojechała tedy do Żebrów, a że wiedziała jak się obejść, rozumna była i zręczna, wcisnęła się łatwo, w dobrą zachodząc komitywę z Chorążyną, a tak się Wilczkowi sta-