Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W początkach męczeństwa tego, gdy jéj odchodzić nie pozwalał, a godziny całemi dokuczał biednéj kobiécie, łzami się zalewała, — potém już i tę moc nad sobą uzyskała, że mogła słuchać krzyku i szyderstw, kropli nie uroniwszy.
Więc ją kamienną zwał i bezduszną — a z téj pasyi przeciwko matce, zawziął potém nienawiść dla dzieci, że im się prawie na oczy pokazywać nie dawał i musiano je przed nim chować, aby wstrętu do rodzica nie powzięły.
Rok w takich utrapieniach upływał już, a najszczęśliwsze chwile miała pani Chorążyna gdy go w domu nie było. Naówczas spoczywała, dzieci pielęgnując i gospodarstwem się zabawiając. Ludzie téż wszyscy patrząc na to co się działo litość nad nią mieli i poszanowanie takie, że skinienia jéj słuchano.
Ze wszystkiém w świecie powoli się obyć można, a gdy kto wielką ma siłę duszną, hartuje się jako stal w ogniu i krzepi.
Tak właśnie Chorążyna mocy nabierała w téj nieznośnéj walce, jaka na nią przypadła, i niktby był po niéj nie poznał co cierpiała, bo miała postawę piękną, spokojną, czoło pogodne a umysł zawsze przytomny.
Działo się to za panowania saskiego, gdy poczynały się mnożyć rozwody, o które bardzo było łatwo, nie jeden więc z sąsiadów i sąsiadek