Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu opadły. Oglądnął się na stronę i pieniąc się prawie ze złości, krzyknął:
— Konie zaprzęgać każcie i żeby mi tu was za godzinę nie było! Żony nie dam! Fora ze dwora! Jam tu pan! Od dziś dnia między nami wszystko skończone.
I wypadłszy z izby, na nic nie zważając, dla Wojskiéj dysponował wnet aby brykę jéj gotowano, a sam na koń siadłszy, z przyjacioły jechał w las.
Tu tedy prawdziwie było można rzec, że trafiła kosa na kamień. Wbiegła stara jéjmość do córki w furyi wielkiéj, opisując jéj co się stało a żądając gwałtownie, ażeby z nią natychmiast, zabrawszy dzieci, do Żerdzieliszek jechała. A tu się okazał ów charakter wielki i animusz niezłomny Wilczkowéj, gdy matce do nóg upadłszy, zawołała:
— Nie żądajcie tego po mnie, ażebym ztąd szła, gdzie mię wiekuisty ślub wiąże, od tego który ojcem jest dziatek moich i któremu wiarę i posłuszeństwo przysięgała. Daliście mnie jemu, dajcież mi wypić moję czarę do dna, jakakolwiek jest zgotowana. Nie skarżę się, cierpieć potrafię i dotrwam, jako Bóg przykazał, do dni moich ostatka.
Wojska starała się jéj okazać, że teraz mąż, mszcząc się na niéj, męczyć i znęcać się będzie —