Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuszeństwo którem wam winna, w tych nie uchybiłam.
Więc, że coraz piękniejszą była, a rozkwitała właśnie jako róża, Michał coraz większą desperacyą się unosił, iż go wciąż chłodem swym odpychała.
Do dzieci téż, choć śliczne były, serca nie miał wielkiego i pociechy już coraz częściéj za domem szukał, to na łowy i myślistwa różne jeżdżąc, to do Żytomierza na roki i zjazdy, to do Owrucza, to po dworach, byle u siebie miejsca nie zagrzać.
A tak, w najpiękniejszych leciech została niemal pani Wilczkowa słomianą wdową, męża zaledwie widując kiedy, a przybywającego witać nie śmiejąc, bo z wymówkami zawsze na próg wchodził i z narzekaniami ruszał precz.
Prawdą zaś a Bogiem, narzekać nie miał na co; w domu szło jak nie można lepiéj, dostatek był wielki, ład najpiękniejszy, i grosz by się zbiérał nawet, gdyby go panu Michałowi, na owe kości, karty, frymarki końskie, zakłady różne, dla furfantów co go odzierali, siła nie było potrzeba. Ile razy jechał z domu, trzos brał nabity, a gdy powracał, znać go na nim nie było.
Tego mu żona cale nie wyrzucała, choć dla synków téż prawo miała o przyszłości myśleć.

∗             ∗