Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

Szambuś na mnie spojrzał uważnie, skorzystałem z tego przemówienia, aby przy téj zręczności oznajmić, że dom będę musiał opuścić.
— Tak pilna u nas teraz służba i mustra, rzekłem, że nawet przyszedłem się oznajmić, iż na kilka dni muszę się przenieść do koszar. Mam rozkaz od kapitana Mycielskiego...
Wszyscy się na siebie popatrzyli znacząco i umilkli... Szambuś chrząknął.
Mańkiewicz, chociażem się spodziewał sprzeciwienia z jego strony, nie powiedział nic...
Zamilkłem i ja... Nie śmieli mnie znać pytać a odpowiadaćbym téż nie mógł... Po chwili Mańkiewicz, odprawiwszy chłopaka na miasto i opatrzywszy drzwi, powrócił.
— No — gadaj, co się święci? w mieście wre? wy cóż gotujecie? tu nie ma co się wykłamywać... ja stary i kaleka, licho mi jeszcze nadało stanąć tak niedaleko od kwatery posła... może być nieszczęście przy jakim zamęcie... Co robić! Czy w istocie poszaleliście i zamierzacie co?
— Ja o niczém nie wiem — rzekłem, jestem młody, spełniam rozkazy, a reszta do mnie nie należy...
— Ale oczy masz! cóż się tam gotuje? zawołał stary, Moskali z jakie dziesięć tysięcy w mieście, naszych nie ma i dwóch a to połowa na Pradze, artyleryi nie ma... ładu téż pewnie... z czémże się tu porywać? z motyką na słońce?
Znałem Mańkiewicza, że był patryotą najgorliwszym, ale téż tchórzem znakomitym... ruszyłem ramionami i nie odpowiedziałem nic...
— Gadajże, czarno czy biało! zawołał stary... cóż boisz się mnie czy co?
— Spodziewam się, że mnie téż pan Syruć się nie boi? uśmiechając się rzekł Szambelan...
— Musiałbym powtórzyć tylko to, com mówił — odpowiedziałem z wolna — nic nie wiem. Po mieście jednak mówią wszyscy i to żadnym sekretem nie jest, że Moskale w wielki piątek rzucić się mają na domy, miasto podpalić, arsenał opanować i rzeź sprawić!
— Ale, gdzie zaś! ofuknął dziad.