Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

Młodzież była dlań jakby przedmiotem ciekawych studyów, przedsiębranych widocznie z pewnym celem i myślą, bo szczególną zwracał uwagę na uczucia jéj, na słowa, które objawić mogły żyjącą pamięć przeszłości kraju i obowiązków dla niego.
Z wyjątkiem tych nadzwyczajnych chwil rozbudzenia, rzadkiéj rozmowy i uśmiechu Syruć prowadził życie samotne, zamknięte, spokojne i zwrócone więcéj ku przeszłości niż ku teraźniejszości...
Mała gromadka ludzi zwabiała go czasem do dworu, od tłumu szczególniéj wrzawliwego uciekał. W dniach imienin, w zapusty, w wigilią, pożegnawszy gospodarzów, wyjeżdżał gdzieś w okolicę i nie wracał, aż gdy się uspokoiło.
Dobyć z niego coś, gdy nie miał ochoty opowiadania, było niepodobieństwem...
Na zapytania odpowiadał ruszaniem ramion, składaniem ust dziwném a naostatku pospieszną ucieczką z placu.
Ja miałem do niego dosyć szczęścia, ale nigdym go o nic nie pytał, mimo gorącéj ciekawości... Chadzaliśmy razem na przechadzki w milczeniu, zbierali kwiatki, które lubił, patrzeliśmy siedząc w lesie na obalonych kłodach w zielone gąszcze, z po za których zachodzące niebo jaskrawo przebłyskiwało, i wracaliśmy do dworu czasem dopiero po dwóch godzinach medytacyi, rozmawiając nieco żywiéj.
Kapitan mówił (gdy mu się na to zebrało) z pewnym słów doborem, z wolna, namyślając się, cicho i śledząc, jakie czynił wrażenie. Nie lubił, by mu przerywano.
Jak w innych rzeczach tak do kieliszka Syruć nie miał pociągu namiętnego, nie odmawiał ani wódki przed obiadem, ani wina dobrego nie wiele, — pijatyką zaś brzydził się niewymownie. Jednakże gdy wieczorem w małém kółku podano butelkę starego węgrzyna i małe do niéj naparstki a lubownicy tego napoju, con amore, powoli sączyli go rozkoszując się, Syruć chętnie dotrzymał placu i... naówczas usta mu się rozwiązywały, przychodziła nawet wesołość i dowcip. — A nazajutrz powracał do swego mrukowstwa