Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przypadkiem jakimś wspomniano barona Mahlhagena, który bratu antreprenera był bardzo znajomym.
— Co on tu robi? pewnie już pozawiązywał stosunki z kobietkami, odezwał się gruby jegomość, on bez tego żyć nie może.
Znacząco Mahoński spojrzał na komornika, który trochę zbladł.
— Słyszałem, odparł syn bankiera, że szalenie zakochany w pewnej...
— W pewnej osobie — przerwał nagle Mahoński, za którą oto ten pan, wskazał na Pampowskiego, pojedynkował się i był ciężko rannym.
Syn bankiera zaciął usta, spojrzano na Pampowskiego, ten nadrabiał fantazyą.
— Nie dziwowałbym się gdyby był zakochany, rzekł z determinacyą, bo i mój przyjaciel pan Józef jest wielbicielem tej pani — i ja się nim być wyznaję.
— Baron bo, dodał antreprener — taki szalony, że raz w Peterburgu, gdy się w ładnej dziewczynie z cyrku zakochał — o mało się z nią nie ożenił!
— Oh! oh, podchwycił bankier.
— Słowo daję, familia musi nad nim czuwać, bo gotów dla dogodzenia fantazyi największe zrobić głupstwo...
Zwróciła się rozmowa w inną stronę, ale komornik zmięszany, milczący, do końca obiadu już słowa nie rzekł. Goście mający iść na teatr pożegnali amfitryona, wybierał się i Pampowski, wstrzymał go Mahoński.
Był po obiedzie do otwartości skłonnym.
— Słuchaj rzekł do komornika — prawda to żeś ty się Henryce oświadczył!
— Któż ci o tem mówił?
— Kto? Ale ona dla mnie, starego przyjaciela nie ma tajemnic. Dała ci do namysłu pół roku...
Milczał Pampowski.
— Wiesz ty co, ja ci się przyznam, sam chciałem cię z tą biedną Henryką ożenić, żeby raz się ustatko-