Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widok ten poruszył mnie i przytomność przywrócił, krzyknąłem obracając się ku niéj, lecz natychmiast usta mi dłonią zamknąwszy pokazała że mówić nie było wolno.
Widzenia tego — nie mogłem pojąć — lecz ono mi życie wróciło.
Czyż ja to teraz po latach tylu potrafiłbym opisać? Ani się oto kuszę nawet. Powiem raczéj jak było.
Kasztelanowa ujęta przez plenipotenta swojego, który śmiertelnie będąc rozkochany u nóg jéj leżał suplikując o protekcję, przy pomocy panny Napierskiéj, postanowiła marjaż gwałtem przyprowadzić do skutku. Potrafiono przejąć listy moje do panny pisane dowodząc jéj sfałszowanemi korespondencjami że ja o niéj nie myślę i że mi Trzaskowscy bogatą synowicę swą zaswatali.
Tak to jakoś dobrze ukartowane było, że Filipina uwierzyła prawie temu — lecz pomimo nalegania kasztelanowéj oświadczyła jéj że za mąż nie wyjdzie i serca nie mając do plenipotenta ręki mu nie odda.
Spodziewano się upor ten przełamać zwolna. Wysłano do mnie ów list który mnie na łoże powalił. Zdawało się u kasztelanowéj wszystkim że między mną a Filipiną zostało zerwane na wieki.
Tymczasem gdym ja zachorzał, Kurcer po lekarstwa do Lublina posłał i Karpowicz się dowiedział