Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Borysiak włościanin, którego żona ulitowawszy się nademną, zabrała do chaty, opowiadał, iż zmarła wyglądała na szlachciankę albo dworską sługę, że miała odzież wyszarzaną ale lepszy byt oznaczającą. Papierów przy niéj żadnych nie było, a indygacje i listy gończe nigdy nie wykryły jéj i mojego pochodzenia.
Mogłem mieć z rok lub więcéj gdy się to stało, a po datach kombinując myślę, iż się to działo około roku 1761, więc i datę urodzenia do 1760 odnoszę, salva melioratione.
Ja tego wcale sobie nie przypominam, a jak pamięcią sięgam wiem tylko o chacie Borysiaków, w któréj jakbym na świat przyszedł, bo mi się nań oczy otworzyły.
Dziwną sprawą téj pamięci ludzkiéj, która do spiżarni podobną jest, co w nią na dno naprzód wsypano, późniéj przyległszy doń, najdłużéj pono trwa i czuć się daje. Tak i ze mną. Wielu późniejszych życia chwil tak dokładnie i żywo trudno mi dziś sobie rememorować, jak owych pierwszych dni i impresji.
Stoi mi przed oczyma, jakbym na nią patrzał owa chata Borysiaka, całe gospodarstwo jego i moja około niego kollaboracja. Jak zapamiętam bowiem, gdym jeszcze wedle pospolitego wyrażenia koszulę w zębach nosił, wysługiwać się już za kawałek chleba musiałem.
Borysiakowa sama kobieta była serca dobrego,