Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mała wlepione w kieszeń, jak gdyby ją na wylot przebić chciała.
— Czytelnik domyśli się łatwo, iż owe pismo zawierało treściwy opis wypadku wczorajszego, niesłychanego, niepraktykowanego, który dotknął klasztór jak plaga Boża — którego ukryć było niepodobna, a ściągał na zgromadzenie nieprzyjemne następstwa...
Oburzenie przełożonéj naturalnie spadało równie na p. Sopoćkę, który tę istotę wyrodną umieścił w klasztorze, jak na nią samą. Gniew ten już sam mu był przykry, a w dodatku następstwa, gadaniny, plotki i... poszukiwanie zbiegłéj... postępowanie z nią?? co tu począć było...
Gdy wstali od stołu, po modlitewce... Sopoćko wziąwszy kapelusz, przeszedł do pokoju gospodyni...
— Wielkie mnie dotknęło nieszczęście, rzekł... moja siostrzenica uciekła a raczéj gwałtownie się wyrwała z klasztoru...
Hrabina w ręce uderzyła...
— Jest wszelkie prawdopodobieństwo, dodał, że wiadomość przypadkowo do klasztoru przyniesiona o pojedynku i ranie podkomorzyca stała się przyczyną i że nieszczęśliwa u Młyńskiego się znajdować musi...
— Waćpan jako wuj, jako opiekun, masz i prawo i obowiązek, wezwać policyą i odebrać ją, i...
— Hrabino dobrodziejko... a cóż z nią pocznę.