Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spotkał z was kto kiedy taki wzrok cudowny, przy siwéj prostéj sukmance, u kobiéty, która jednym tylko wzrokiem była aniołem, a resztą, ciała i duszy kucharką? Nie jestżeto okropne męczeństwo patrzéć na ten posąg zwiastujący piękną duszę, a nie mający jéj: ten wzrok powiadający tyle rzeczy, których usta powtórzyć nie potrafią. Taka kobiéta to straszna potwora! a takich kobiét seciny, miliony, tysiące. Rożek duszy przegląda zawsze przez źrenicę, i gdy ją już człowiek udusił w sobie życiem zwierzęcia, ostatek do oczu ucieka.... I oczy mówią, obiecują, śpiewają, kłamią, gdy na dnie ich przepaść lub pustynia!
— A! moja Ulano — rzekł do niéj zcicha oczarowany jéj wejrzeniem — to kochanie o którém słyszałaś, to słodkie kochanie, jemu dość widziéć kochanka, dość dotknąć ręki, dość do ust się przybliżyć.
Kobiéta czując jak ją brał za rękę, obłąkana, z uśmiechem spojrzała na niego. W tém wejrzeniu był przestrach i poddanie się prawie, ale poddanie ze strachu, nie rozmyślne. Tadeusz poznał przestrach jéj, puścił rękę, któréj