Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pojedzie z wacpanem do Berdyczewa; wszak potrzeba ci jednéj furmanki?
— Miałem wziąć dworskie, folwarczne konie.
— Właśnie dlatego dysponuję go, bo konie będą mi potrzebne. Ich podobno kilkoro tam w chacie?
— Tak, panie.
— Więc on może jechać?
— Może, panie.
— Proszę tak zrobić jak mówiłem.
Ekonom wziął ten rozkaz za dziwaczną chimerę politowania dla folwarcznych koni, i odszedł. Ale i Ulany już nie było. Tadeusz stał we drzwiach i czatował. Wyszedł potém do ogrodu; wiedział, że tam czasem od strony jeziora wieszano chusty, brano wodę. Nigdy w życiu nie zastanawiał się nad tém, gdzie i jak co w domu jego się robiło; teraz wszystkie szczegóły przychodziły mu na myśl: czego nie wiedział, zgadywał. Namiętność rodząca się, ma oczów dziesięcioro.
Zszedł nad jezioro. Tu w istocie stała Ulana, ale zamyślona, z zwieszonemi rękoma; nie wi-