Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępstwie za nie przyjął nową miłość, nowe życie, teraz już ciężkie jak kajdany. Wstyd, zgryzota sumienia czyniły je codzień nieznośniejszém; brakło jednak woli, aby się wyrwać z niego. On kochał jeszcze, ale miłość jego nasycona, zaczerniona troskami, trwała podpierana tylko litością, popychana nałogiem.
Już jednak przyszłość zdawała mu się nieraz ciężką i smutną; już często uciekał od Ulany i błądził brzegami jeziora, sam jeden z myślami.
Czasem marzył w nocy o dawném swojém życiu, przyjaciołach, niewiernéj nawet kochance, i wstawał z bijącém sercem z łoża i wzdychał; ale sam powiadał sobie:
— Cóż tam lepszego, co piękniejszego na tamtym świecie, który dla niéj opuściłem? Więcéj tylko wytworu, więcej kłamstwa. Którażby z tamtych kobiét tak kochać mnie potrafiła: one, co kochają tylko siebie, sobie i dla siebie!...Wartoż po nich płakać? Alboż nie zdradziły mnie? nie opuściły? nie zapomniały? Alboż inne i lepsze mogą mi dać szczęście nad to, którego używam?