Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze dzika kochanka piła z czarownéj krynicy, jak zwierz w spiekę, którego nie odpędzisz strzałą od wody, nie odstraszysz śmiercią.
W nasyceniu każdéj namiętności jest taka chwila zapamiętałości, zaślepienia, obojętności na wszystko, co nie jest nią i nie ma z nią związku. Nawet to co dalsze od niéj, choćby się z nią wiązało, odpycha, zapomina rozmyślnie: nie chce swojego nieba czernić chmurami, które zawsze zaprędko przychodzą. Stan duszy téj kobiéty namiętnéj, a raz piérwszy nasycającéj nieznane nawet dotąd pragnienie, łatwo się pojąć daje. Ona nie pojmowała, dlaczegoby nie miała nasycać pragnienia rozkoszy: nie rozumiała zawady, przeszkody, zapory: ona była prostą, namiętną kobiétą, aniołem oczyma, zwierzęciem ciałem i wolą. I jak jéj było cudnie z tą namiętnością ognistą, niepohamowaną, szczerą, bezwstydną prawie! Gdzież dziś miłość taką zobaczyć? Może dla dziwaczności tego przywiązania tak płomiennego, że ono przechodziło w marzenie i wymysł, Tadeusz trwał także w miłości niepojętéj, szalonéj, potwornéj dla kobiéty, co go pojąć nie mogła. Owionęła