Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To zobaczysz, że i ja potrafię toż samo!
— Co ty tam wiedźmo gadasz?
— Jak ty mnie, tak ja tobie.
Oxen porwał się z kąta i chwycił za kij stojący przy nim; Ulana cofnęła się i znalazła broń także. To widząc mąż upamiętał się i rzekł:
— A cóżto, ty się myślisz jeszcze bronić? Alboto ty nie wiész?
— Mogęż wiedziéć, czegoś w drodze oszalał?
— Ty chcesz, żebym ja tobie powiedział, poco do dworu chodzisz.
— A choćbym i chodziła.
— Jeszcze mi to gadasz?
— Tak, bo się nie boję ciebie: ty mnie nie tkniesz palcem, kiedy nie chcesz sam zginąć marnie.
Te słowa wymówiła z przekonaniem, z dumą, z gniewem, które zmieszały męża; postawił kij, padł na ziemię gdzie spał, i pomyślał:
— Ona mnie gotowa zgubić, lepiéj dać pokój jak mówił stary, a pocichenku na panu się pomścić: dachy słomiane! — A głośno dodał: