Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
7

wszystkich i wszystko, coby mu wieść, pociechę przynieść mogło.
Spieszył się tém więcéj, tém goręcéj, że głucha cisza ta podwajała w nim niecierpliwość oglądania ukochanych.. a myślą leciał przed siebie.. malował sobie obraz powrotu, usta mu się śmiały, oczy zachodziły łzą.
Biegł już tak w końcu, że nawykły do trudu, do pochodów, do wypraw awanturniczych i wojennych wycieczek, czuł się jednak złamanym.. Może nie tyle tą nagłą podróżą bez odpoczynku, co burzą i nawałnością, rozbijającą mu piersi...
Tęsknota i niepokój rosły z każdą chwilą. Z razu rozpytywał nieznanych, chwytał się ludzi, których twarze mu coś przypominały.. łakomy wieści, wyzywał ją — potém, nie otrzymawszy nic, nie dowiedziawszy się o swoich.. biegł już co prędzéj, nie badając nikogo.


Była noc wiosenna, ale piękniejsza nad tę młodą jeszcze i nierozkwitłą, w któréj Skałę opuścił. — Lasy obchodziły weszłe kwiatów i woni, czeremchy uginały się białemi kity ku ziemi, brzo-