Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
69

Nieunikniona walka wewnętrzna przypadła nieszczęśliwie na chwilę właśnie, gdy Polska całych sił potrzebowała do oparcia się z zewnątrz zagrażającemu niebezpieczeństwu. — W tem przesileniu wewnętrzném jątrzyły się umysły. Ojcowie stawali przeciwko dzieci, bracia przeciw sobie... kolebki przeciw grobom. Jak w każdéj walce zajadłość boju pchała na krańce. Z jednéj strony występowały średniowieczne upiory trzymające się ślepo trumny zbutwiałéj — z drugiéj roznamiętnieni utopiści tracący ziemię z pod stóp i pamięć położenia. Jedni chcieli Polski staréj, jaką była od wieków, jak ją wieki stworzyły po woli, drudzy Polski całkiem nowéj, która by zerwała ze wspomnieniami przeszłości nawet, — wyszłéj na świat z tygla Alberta Wielkiego bez ojca i matki...
Zapominali jedni i drudzy, że ani przyszłości dla mogił wyrzekać się nie godzi, ani dla jutra zaprzeć tego wczora, co mu było ojcem.


Gdyby nie boleść, którą ta epoka napawa, jakże zajmującym byłby obraz lat, które dzielą sejm Ponińskiego od cztéroletniego sejmu!! od