Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
64

strumieni leśnych, nie było więcéj nad jednę wielką, starożytną osadę, przy pogańskiém jeszcze drzemiącą horodyszczu.. Gdzieniegdzie tylko u brzegów puszcz, świeższe kolonije mazurów, do wyrobku klepki, belek i wypału potaszów ściągnięte, zwolna trzebiły niedostępne gęstwiny..
Zwierza było wiecéj niż ludzi. Łosie czasem zapędzały się pod wioski.. a wilcy zimą chodzili stadami; borsuk i ryś pstry nie był osobliwością.. Wieśniak nawet miał tu łowy królewskie, bo tak znał ostępy, jamy, gniazda i łożyska niedźwiedzie i lisie chody i cietrzewie toki, iż sobie szedł do boru jak do spiżarni. —
A chciało mu się nową postawić chatę, dobierał sobie takiego drzewa, jakiego nie widywano i w Gdańsku.. Obalonéj sosny, jak zwierzęcia zdechłego, niktby nawet i na opał nie ruszył.
Tak wyglądał ów Sarnów zadzierżawiony tanio przez Karola, bo podkomorzy nic prawie z niego nie miewał prócz suszonych grzybów i marynowanych rydzów.
Było to niegdyś zamczysko, ale z niego wały tylko pozostały, a wśród nich mieścił się teraz dwór odwieczny, drewniany, pono jakieś myśli-