Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
395

dłym kuglarzem, który noże połykał. Ale to prawda, że też chyba taki człowiek mógł ją przełknąć. Przed ślubem była jak baranek.. a potém.. potém! co się z niéj zrobiło? myślałem, że oszaleję..
To mówiąc Stach, wstawał i zabierał się z całym magazynem i pudlem pójść za dawnym panem.
— Panie mój drogi, zawołał — pan do domu powraca? prawda?
— Pojadę odparł Karol..
— A! Ojcze mój, dobrodzieju, zabierzże mnie z sobą, będę świnie pasł. Paryż mi siadł tu — kością.. I całował go po rękach..
— Dobrze.. ale w Skale zatęsknisz za Paryżem..
— O! nie! co nie to nie! o jedną tylko łaskę proszę, pozwól mi mojego pudla Bretona.. wziąć z sobą.. Jeden on mnie kocha na ziemi...


Po kilku tygodniach oczekiwania, nadeszły listy z Krakowa do Tadeusza. Prawnik, któremu powierzył interesa, przysyłał pieniądze, winszował powrotu.. nic nie wspominając o Skale i domu.