Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
387

w któréj ludzie kwaśnieją a serca zasychają — wydało się Bożym darem i opieką.
Piękna twarzyczka Marietty rozjaśniała jeszcze uśmiechem, weselem, wdziękiem ubogą ale schludną gospodę. Po statku rajem im była.
Nadużyć takiéj gościny serdecznéj zdawało się Karolowi grzechem, tegoż dnia napisał do Kościuszki, a nazajutrz list drugi wyprawiono do Skały..
Na odpowiedź z Fontaineblau kilka dni dosyć było, ale z domu mogli jéj czekać miesiące..
Tym czasem dach poczciwego Merlina przytulił ich pod Złotą Kotwicą.


W tydzień nadeszła odpowiedź Kościuszki i pieniądze na podróż do Paryża. Jenerał żądał od Karola, aby tu przybył choć na chwilę — chciał z ust jego dowiedzieć się o losach legionu, o których dziwne a straszne krążyły wieści.
Merlin, żona jego i córka posmutnieli, gdy im oznajmił Karol, że do Paryża jechać muszą; na twarzach ich malował się żal prawdziwy, szczery, bo w krótkim przeciągu czasu przywiązali się do smutnych gości. Marietta patrzała przez łezki na Tadeusza i wzdychała. Merlin ściskał Karola