Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
354

wnica, ale się to porazłaziło... Lato! lato! odpusty... oktawa S. Jana...
Stary mówił żywo, usiłując wyrazom swym nadać cechę prawdy, ale sam strój dowodził, niestety, że ten konsul, którego kontusz i żupan paradny cały się spadał, musiał na dnie powszedne chodzić w płótnie, a nie miał pono nikogo, oprócz chłopca do posługi.
Tak było w istocie; Paprocki dosiadywał w Maladze, jak żołnierz zapomniany na straconym posterunku. Z pracy biednych rąk starych się utrzymywał, aby nie być zmuszonym zdjąć orła polskiego i akceptować rozbioru. —
Obraz ten zdaje się wymysłem... przecież jest historycznym i prawdziwym.[1]

Starzec żył tu już tak od lat kilkunastu, w największém ubóstwie, w nędzy prawie. Z kraju dawno go grosz nie dochodził, powoli sprzedawał wszystko aż do ostatniéj karabeli, bez któréj obejść się nie mógł; pożyczał, zarabiał pisząc ukradkiem, ale nie zszedł z tego stanowiska, na którém mu interersów Rzeczypospolitéj strzedz polecono.

  1. Pamiętniki niewydane B. Wierzbickiego.