Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
345

miała, starali się zwrócić uwagę Bernarda, ale ten ruszył ramionami, uśmiechnął się i ofuknął:
— Nie mam innego, rzekł.
Z twarzy czytać było można inną odpowiedź...
— Rozbije się! tém lepiéj! mniéj was będzie...
Na nalegania u jenerała Rivaud przebąknięto tylko, — że te statki nie przewiozą ich daleko, że przygotowane są inne.
Obejście się Bernarda, umyślnie zapewne wybranego do téj egzekucyi, było oburzające, ale legion niegdyś polski składał się z rozbrojonych jeńców, których lekceważono.
Bernard, któremu polskie nazwiska ciężko wymawiać przychodziło, zaraz w pierwszych dniach wniósł z cynizmem republikańskim, ażeby je potłumaczyć na francuzkie i pochrzcić ten tłum bezimienny na nowo. Śmiech i oburzenie ledwie go od tego kroku powstrzymać mogły.
Kilku oficerów chciało wyjść za miasto... warty miały rozkazy, nie wypuszczono ich... powrócili oburzeni.
Dnia czternastego Czerwca (1802 r.) Livorno przybrało niezwyczajną fizyognomią, ulice peł-