Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
326

prędzéj dosłużyć się równości u towarzyszów broni... Rwał się też w każdém spotkaniu jak szalony z tą zuchwałością młodzieńczą, która nie zna i nie rozumie niebezpieczeństwa... Karol dumny nim był, ale truchlał o niego.
W istocie Tadeusz zasługiwał na miłość stryja i przyjaźń żołnierzy; chłopię to było, jakby stworzone na te czasy walk, hartowne, milczące jak Karól, ale nie ugięte. Ze ścian domowych wyniosł poczucie obowiązku i ofiary.
W pierwszéj małéj utarczce forpocztów, Tadeusz został draśnięty przez dragona... od okrutnego cięcia, szabla Karola, poczciwa Saracenka go uchroniła.
A! jakże szczęśliwym był z téj rany, z tego pierwszego chrztu krwi... z radości dostał prawie gorączki... szalał, śmiał się, zawiązaną rękę niósł dumnie... nie poszedł do ambulansów i pozostał w szeregach...
Nocą Karol siedział nad nim, chociaż najmniejszego nie było niebezpieczeństwa... staremu macierzyńskie łzy kręciły się na powiekach.