Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
307

cząć, jeśli się nie bić za to, co nazywano swobodą.
Służył jeśli nie Polsce, to myśli przewodnéj, którą ona żyła. —
W nagrodę krwi i poświęcenia zdobyte w neapolitańskiéj wojnie sztandary, Kniazewicz, młody Dąbrowski, Drzewiecki i Kosecki mieli polecenie odwieść dyrektoryatowi do Paryża...
Téj czci i uznania zazdroszczono im w wojsku, a jakżeby byli chętnie polscy wysłańcy oddali ją za iskierkę nadziei. Pochlebiali téż sobie, że doczekają się choć obietnicy w zamian za krew.
Gdy wpośród owacyi i okrzyków wspomniano cicho, trwożliwie — o Polsce, mężowie stanu zmarszczyli brwi, wzruszyli ramionami i skarżyli się na to nieznośne natręctwo Polaków, którym nigdy niczego nie dosyć. Jednakże przez litość półgębkiem szeptano o wojnie prawdopodobnéj przeciwko Austryi... i pozwolono wróżyć, że z niéj może wyrosnąć — Polska!
Tymczasem wysługiwać się było potrzeba daléj, a Rzeczpospolita nie gardziła ochotnikami — tylu ich ginęło!!