Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
294

rośliny żyzny, tak miał być dla człowieka śmiertelnym...?
Żołnierzowi, na wspomnienie sierpa i kosy, radowało się serce... każdy z nich był rolnikiem, złote łany mówiły mu o Polsce.
Ale w téj pustyni jakby przeklętéj za stare zbrodnie, które ją splugawiły... wszystko ma prawo żyć, buja wszystko, oprócz człowieka... Ziemia ta przesycona trupami, przejęta zgnilizną... tchnie śmiercią i mści się nią na ludziach, co ją bezcześcili... Pasterz ztąd ucieka, podróżny z trwogą przelatuje, obszary milczące.... nikt nie śmie nocy tu przebyć, aby nie tchnął zatrutém powietrzem... tylko czarne bawoły chmurne łby swe z traw podnoszą, jakby czuły, że tu królują same...
Kto podał zgubną radę, aby nieopatrznego żołnierza naszego, nawykłego bezbronnie oddychać zdrowém lasów i pól naszych powietrzem — wysłać na to cmentarzysko pozłacane kłosami? Nie wiadomo, ale rada została przyjęta, a żołnierz stając się wieśniakiem, rolnikiem, uradował się...
Radość to była krótka wszakże. — Poszli