Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
288

Święte one ubóstwo naszego żołnierza jakże nie jednemu stało się bolesném, chciało się biedakowi do Rzymu... a boso... boso wejść było nie wolno! Pożyczano butów, zszywano i czyszczono wytarte mundury... szło o honor narodowy... dzielono się groszem.
Widok téj troski mógł prawdziwie łzy wycisnąć — z jak smutném obliczem biedni nieporatowani, spuściwszy głowę szli wyłączeni z téj falangi, która stanąć miała na kapitolu!!
Ale nareszcie mundury poczyszczono, obówie się znalazło, broń połyskiwała i twarze jaśniały; żołnierz z drżeniem serca myślał, że stanie w Rzymie!
W dzień wielki a uroczysty dla Polski, w rocznicę nie zapomnianą dnia 3 Maja, Kniażewicz na czele legii przestąpił progi grodu z ruin wiekowych złożone i trzema kolumnami zaciągnął wartę na Kapitolu!!
O dziwne losy nasze! Wzrok żołnierza szukał kopuły S. Piotra i zdał mu się snem widok jéj... powtarzał by uczuć jawę — Rzym!
Jesteśmy w Rzymie! szeptali potrącając się w szeregach nadwiślańce...
Kniażewiczowi wyznaczono kwaterę niedale-