Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
273

nie pozostawało nic, prócz rozpaczliwéj walki bez celu i szukania śmierci w szeregach, do których się zaciągnęli.
Szli téż z uczuciem obojętności i wzgardy niemal, gdzie im iść wskazano.
A nie oszczędzano ich wcale.
Najtrudniejsze do spełnienia prace na ich część zrzucano... zwykle słano Polaków na uśmierzanie zbuntowanych miasteczek, na zburzone kupy zbrojnego ludu, na robienie wyłomów, aby niemi bezpieczniéj szedł potém żołnierz francuzki... Pomiatano nimi prawie jak najemnikiem, gdy biedacy wierzyli w to zawsze, iż krwią swą kupują ojczyznę...
W dyrektoryacie, w radach starszyzny uśmiechano się sobie ze złudzeń marzycieli... ale podkarmiano je ciągle...
Bonaparte widząc na twarzy Dąbrowskiego trwogę, zwątpienie, boleść, odprawił go temi ogólnemi wyrazy, któremi Polskę zbywają do dziś dnia... Mówił mu, że należy mieć cierpliwość, wytrwanie, że wielkie dzieła nie dokonywają się w dniach nie wielu, że gdy sprzyjające nadejdą okoliczności, Francya i t. d. i t. d.
Od końca XVIII wieku ileż to razy o nasze