Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
269

Kwatera jenerała jak w oblężeniu, wchodzą do niéj i wybiegają, on sam jeszcze nie pewny, zaledwie się głucho o pokoju dowiedział, stoi blady, nie rozumie spełna, co to znaczyć może... Na pytania natarczywe odpowiada ruszeniem ramion i pół słowami... po tylu zwycięztwach to powstrzymanie się na pół drogi?... szemrzą... nikt sobie wytłumaczyć go nie umie.
Po obozie leci już druga wiadomość potwierdzająca pierwszą, że wojska cofać się zaczęły z posiadłości Austryi.
Po wczorajszém weselu... zamęt tém straszniejszy, tém gwałtowniejszy, iż wprost żarzące płomie zalano... Wrzawa szumi, rozpacz, gniew, przekleństwa... legioniści rzucają broń... padają bezsilni na ziemię... Lud woła — zdrada... przelękli szepcą: — Sprzedano nas! sprzedano...
I pod noc cisza grobowa... złowroga, zalega hałaśliwe wczora obozowisko. Straszna rzeczywistość zajrzała w oczy zrozpaczonym... Zginąć na obcéj ziemi i kości w niéj zostawić...
Już późno ktoś z kwatery jenerała przyniósł wieść, że Dąbrowski wybierał się do Bonapartego, stojącego w Grätzu, dla rozmówienia