Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
24

Niejednego męża w Sybirze żona uśmiecha się, idąc w pląsy z kałmukiem, co go biczował!
Plunąć by potrzeba na ziemię, gdyby Bóg na nią z góry nie patrzał i nie rachował wszystkiego....


Rozstąpił się tłum przed dziwna ową postacią.. Karol szedł, rozpychał ludzi, a przekroczywszy próg sali.. założył ręce na piersi.. skrzyżował je.. uśmiechając się — stanął. —
Pośrodkiem sali szedł polski taniec, nie ów, co poważnie, powoli zimną jeszcze rozpoczyna zabawę, ledwie nie uroczystym marszem.. niby powracających z boju rycerzy.. ale może ostatni pijany, końcowy.. mężczyzni z kielichami w dłoni, kobiety w rumieńcach znużenia i rozmarzenia pół omdlałe a drżące. W ustach mężczyzn okrzyki, ręce, w których szarpie się bijąca krew, ledwie utrzymają drobne tanecznic dłonie.. polski wije się jak wąż po sali i zawraca i idzie i skończyć niechce i nie umie się już pomieścić w ciasnych ścianach dworu.. Zachciewa mu się wybiedz drzwiami obszedłszy komnatę, wyskoczyć bodaj oknem do ogrodu, zabrać muzykę i ruszyć héj.. w świat.. parami.. powitać noc majową