Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
220

Mówił, słuchali go wszyscy w milczeniu poważném, obéjrzał się po przytomnych, twarze były zasępione i smętne, ale nikt z obawy niebezpieczeństwa, nie sprzeciwił mu się... zgoda była powszechną.
W tem Riedel przerwał żywo głos zabierając.
— Dyrektoryat teraźniejszy stojący na czele rządów we Francyi przyrzekł i dał nam dowody, iż szczerze sprzyja naszéj sprawie... posłowie rzeczypospolitéj, ajenci jéj w Wenecyji, w Konstantynopolu, w Berlinie troszczą się i opiekują losem naszych wygnańców, uważając ich jakby za dzieci Francyi. Ich pośrednictwu winniśmy zawiązek wktótce urosnąć obiecującego legijonu na Wołoszczyznie. Konstanty Stammaty choć nie jest urzędownie umocowany ku temu.. daje nam niewątpliwe współczucia oznaki...
Lecz rzeczpospolita francuzka nie może się ujmować za tymi, którzy sami oznaki życia nie dadzą, kilku wygnańców nie może mówić w imieniu kraju, nie mając umocowania od niego.. Tém pełnomocnictwem będzie akt, do którego podpisania was wzywamy, szczędząc o ile możności osoby i chroniąc je od odpowiedzialności. —
Taki był wstęp narad, które skończyły się